Wszystko poszło zgodnie z planem. Rano wykąpaliśmy się w oceanie na naszej plaży, niestety też nie spełniła standardów idealnej plaży, tym razem woda była zimna. Za to wrażenia z zabawy falą rewelacyjne, piaseczek jak w Bałtyku, nie spotkaliśmy meduz, plaża szeroka, no po prostu blisko perfekcji, tylko ta temperatura – woda miała 19 stopni, jak Bałtyk w lecie. Poza nami nikt się nie kąpał inaczej niż w piance. Byliśmy wydarzeniem do tego stopnia, że japońscy turyści dokumentowali tak jak potrafią najlepiej tj. fotograficznie to co wyprawialiśmy.
Drugim etapem na dzisiejszej trasie był free tour po Sydney. Każdy free tour zaczyna się mniej lub bardziej zawikłaną opowieścią dlaczego tour jest darmowy i przy tym samym jak ważne są dobrowolne napiwki na koniec. Uczciwie mówiąc na koniec jeszcze nigdy nikt nie był natarczywy w kwestii napiwku, natomiast właściwie wszyscy coś zostawiają i wygląda na to, że darmowe wycieczki są całkiem dochodowym biznesem. Ogólnie wszędzie, gdzie byliśmy na takich tourach było warto. Czasem jest bardziej merytorycznie jak dzisiaj i w Hong Kongu, czasem bardziej o tym, gdzie się bawić jak w przypadku Melbourne. Dzisiejsza wycieczka pokazała nam sporo ciekawej architektury, takiej z ostatnich 150 lat. Chociaż mówi się, że w Stanach nie ma zabytków, to dopiero w Australii naprawdę ich nie ma. Najstarsza katedra w Australii obchodzi właśnie 150 urodziny, w podobnym wieku są Katowice. Niemniej kilka budynków było wartych uwagi, plus przewodniczka dzieliła się wieloma zabawnymi faktami, więc wszystko było łatwo podane.
Ciekawa sprawa, bo sami chodziliśmy ponad tydzień temu po tych samych okolicach, a wiele miejsc wskazanych dzisiaj przez przewodniczkę widzieliśmy pierwszy raz. Ocztwiście na naszej indywidualnej trasie i tej dzisiejszej powtórzył się most nad zatoką i opera, przy czym dzisiejsze ujęcia są chyba trochę lepsze.
Poza nauką o Australii i Sydney mamy już przekonanie, że od touru zaczynamy wizytę w mieście, a nie zostawiamy tego na koniec. Dzisiaj przewodniczka poleciła kilka miejsc wartych uwagi, do których już nie damy rady dotrzeć.
Z ciekawostek:
– Anglicy wysłali w XIX wieku do Australii 150tys skazańców, efektem jest całkiem dobrze prosperująca gospodarka, taka przymusowa resocjalizacja dobrze się tu sprawdziła.
– Kiedy powstawała federacja australijska pod skrzydłami Wielkiej Brytanii spór o to czy stolica powinna być w Sydney, czy Melbourne był tak duży, że trzeba było zbudować od podstaw nowe miasto Canberrę, która do dzisiaj jest stolicą Australii.
– Bardzo agresywne są lokalne gołębie, które do tego stopnia przyzwyczaiły się do dokarmiania, że nie mają problemu z wyjadaniem jedzenia na chwilę zostawionego bez opieki. A takich czynów nie dokobują tylko gołębie, ale również liczne tutaj ptaki z poniższego obrazka. Dla nas egzotyczny, ciekawy zwierz, tutaj wróg publiczny numer 1, w szczególności z powodu dzioba, który pozwala grzebać w ciemnych zakamarkach.
– Biała opera, symbol numer 1 Australii w 2003 roku padł ofiarą protestu przeciwko wojnie w Iraku. Dwóch gości wdrapało się na szczyt i zrobiło wielki czerwony wpis „no war”. Jego usuwanie kosztowało 150tys dolarów. Sprawcy zebrali tę kwotę przedając pamiątkowe figurki opery z takim samym napisem, więc happening im się udał.
– Ukończenie opery pochłonęło 14krotnie więcej pieniędzy niż planowano, a budowa zajęła 20 lat, kilka lat więcej niż plan. Winnym wysokich kosztów, pewnie trochę zasadnie uznano architekta, któremu nie pozwolono dokończyć swojego dzieła. Architekt nigdy nie widział na żywo skończonej opery.
Nasze planowane wyjśie do opery ucięła cena, wyjście na graną w operzs Evitę kosztuje ponad 800pln, trochę ponad nasz budżet. Podobnie jak popularne przejście koroną wielkiego mostu nad zatoką. Widoki podobno niepowtarzalne, ale cena jak za Evitę. Najdroższy punkt widokowy świata.
Ostatnim punktem dzisiejszego dnia była golonka, pierogi, polskie piwo, nalewka i schabowy. Druga wizyta w polskiej restauracji, znowu jedzenia pod korek i znowu smacznie. Zadowoleni, mniej stęsknieni za polską kuchnią możemy ruszać dalej.
Podsumowując Australię w kilku punktach:
1. Na pewno warto przyjechać, 11 dni to zdecydowanie za mało. Warto zaplanować co najmniej trzy tygodnie, bo trzeba pamiętać, że lot trwa dwa dni, a na początku jet lag jest pewny. Różnica czasu to 9 godzin. Już zaplanowaliśmy kolejną wizytę w Australii, jeszcze nie wiemy kiedy.
2. Klimat właśnie teraz jest idealny, temperatura około 20 stopni, rześkie powietrze, nic tylko korzystać. W grudniu, chociaż tutaj jest szczyt sezonu zrobi się pewnie zbyt gorąco. Może wato przyjechać w kwietniu, powietrze już nie będzie gorące, a woda w oceanie po miejscowym lecie będzie cieplejsza niż dzisiaj.
3. Australia jest ogromna, samoloty tutaj są tanie no i co oczywiste zdecydowanie szybsze niż inne środki transportu.
4. Angielski jest zrozumiały, straszono nas tutejszym akcentem, ale jest w porządku, dużo lepiej niż w Szkocji.
5. Trzeba się pospieszyć, Australia co roku o 2cm zbliża się do Azji, więc jak ktoś chce do Australii to trzeba już już. Jak będziecie w ciągu najbliższego miliona lat Lucek będzie czekał.
6. Jak już gdzieś dolecicie wynajmijcie campera, baza noclegowa jest solidna i gęsta. Na dłuższe wycieczki międzymiastowe to uciążliwy środek trnsportu.
7. Melbourne i Sydney są bardzo europejskie, do tego poza centrum jest dużo niskiej zabudowy, więc otoczenie jest bardzo przyjazne. Czuliśmy się wszędzie bardzo bezpiecznie. Dzisiaj widzieliśmy grupkę „chuliganów”, przynajmniej ich twarze i ubiór na to wskazywały, do tego nieśli otwarty alkohol. Natomiast jak traktować ich poważnie skoro nieśli kolejno Sommersby, Coronę i Hoegardeena.
8. Pewnym zawodem jest lokalna komunikacja publiczna, w Sydney i Melbourne wszystko jest ok, tylko żeby korzystać potrzebne są specjalne karty, bez nich nie wolno wsiadać do autobusu. Przed przyjazdem dobrze poczytać, żeby się przygotować.
9. Lokalna kuchnia jest ciężka, wszyscy jedzą burgery, bekon do śniadania, bekon do burgera, bekon do gofrów – wszystko pyszne, jak to z niezdrowym jedzeniem, ale czasem warto poszukać jakiejś sałatki.
10. Koniecznie trzeba na adventure cave experience, czyli przeciskanie się przez skały w jaskiniach Jenolan.
11. Nie możemy się zgodzić w ramach naszego, szczęśliwego małżeństwa co do tego gdzie lepiej zamieszkać, Gosia stawia na Sydney, Bartek na Melbourne. Kompromisem byłoby zamieszkać w Lucku i się przemieszczać. Swoją drogą sporo ludzi podnosiło problem możliwego konfliktu w grupie w czasie takiego wyjazdu, nam się jeszcze nie zdarzyło.
12. Australia jest dosyć droga, nominalnie ceny jak w Polsce, tylko dolar kosztuje 2.7pln. Na naszym turystycznym szlaku rzadko trafialiśmy na normalne sklepy, a w marketach dla turystów ceny często są dalekie od hurtowych.
13. W Australii podobno wszystko chce cię zabić. Nie widzieliśmy węży, pająków, robaków, niczego niepokojącego.. mieliśmy szczęście, wiadomo w Australii wszystko chce cię zabić.
14. Ludzie są otwarci, serdeczni, uśmiechnięci i zagadujący.
Australia jest w porządku, odwiedzajcie Australię.
15. W Australii jest wszystko cacy tylko bardzo szkoda Aborygenów. Z przekazu, który tu usłyszeliśmy długo traktowano ich niesprawiedliwie – obiecujemy sobie lekturę w tym temacie po powrocie do Polski