W Australii wszystko zgodnie z oczekiwaniami.
Australią zajmiemy się w następnym wpisie, natomiast czas podsumować epizod singapurski. W obliczu tego, naszego nowego kolegę opiszemy jutro.
Ostatniego dnia w Singapurze wyszło nam słońce, ale z jakiegoś powodu nie było bardzo uciążliwe. Singapur dzięki zieleni i zabudowie posiada bardzo dużo zacienionych miejsc. Dzień rozpoczęliśmy od stania w kolejce, odwiedziliśmy Hawker Chana, tj. streetfoodową budę z gwiazdką Michelin. Miejscowy Amaro zaserwował nam kurczaka w sosie sojowym i podobnie przyrządzone żeberka wieprzowe. Wszystko za symboliczną zapłatą, jak na lokalne warunki. Wyyszliśmy tak najedzeni, że kolejny posiłek, trochę na siłę, zjedliśmy 7 godzin później. Jedzenie istotnie smaczne, ale ogólna opinia, że w Azji o gwiazdki łatwiej chyba ma sens. W tym przypadku największe wow to stosunek jakości do ceny. Co ciekawe Hawker Chan otworzył już kilka restauracji firmowanych tą samą nazwą, podobnie jak Tim Ho Wan, czyli gwiazdkowa restauracja z Hong Kongu. To wpływa na urok takich miejsc i z pewnością obniża ich jakość. Tim Ho Wana widzeliśmy w Bangkoku, ale nie weszliśmy, bo przeczytaliśmy dużo słabych opinii w internecie. Azja zweryfikowała unikalność piwa Hoehaarden – ten browar odkryty kilka lat temu w Belgii jest teraz dostępny w każdym zakątku Azji, w którym byliśmy (łącznie z Kambodżą i innymi mniejszymi miejscowościami Tajlandii). Istny Heineken.
Z pełnymi brzuchami, zadowoleni przejechaliśmy do singapurskiego zoo. Kolejne miejsce skrojone pod turystę. Ciekawe tablice informacyjne o zwierzętach, bliskość zwierząt – niektóre małpy właściwie nie są w klatkach, na pytanie jak to jest możliwe, pracownik zoo odpowiedział, że jest im tu tak dobrze, że nigdzie nie uciekną. To przyjemne, gdy nad głową, na linach, chodzą sobie orangutany. Fajna sprawa, że w zoo było dużo zieleni i klatki były bardzo przestronne. Czasami trudno było wypatrzeć lokatorów. Następną zaletą była mnogość popularnych zwierząt – widzieliśmy lwy, żyrafy, orangutany, różne rodzaje małp, słonie, zebry, Timona i Pumbę. Niestety w tym roku zmarł niedźwiedź polarny – jedna z gwiazd tutejszego zoo. Był to jedyny niedźwiedź polarny, który został poczęty na równiku i spędził tam całe życie. Jak niedźwiedź polarny był w stanie przeżyć ponad 20 lat w takim klimacie to mam wstyd, że trochę narzekaliśmy na upały przez ostatnie 40 dni. Reasumując kapitalne miejsce, szkoda że mogliśmy tam być tylko przez 3 godziny, bo atrakcji wystarczyłoby na cały dzień, a znakomity obiad zapewniłaby restauracja KFC, która w subiektywnym rankingu Bartka ma trzy gwiazdki.
Wieczorem wsiedliśmy do samolotu i po 7 godzinach dotarliśmy do Sydney. Lecieliśmy Singapore Airlines, czyli najlepszymi liniami lotniczymi świata. Rzeczywiście wrażenie robi poziom obsługi, który chociaż czasami jest przerostem formy nad treścią, jest po prostu sympatyczny. Wydaje nam się, że miejsca na nogi jest trochę więcej, a na pewno podana kolacja była najlepszym posiłkiem podczas lotu, podczas naszej dotychczasowej podróży. Pewną uciążliwościa był fakt, że w ciągu 7 godzin podano kolację i śniadanie, co zostawiło nam 2 godziny na sen. To skumulowane z brakiem możliwości wcześniejszego ulokowania się w hostelu w Sydney sprawiło, że byliśmy zombiakami. Pierwszy raz w życiu mieliśmy przyjemność lecieć dwupoziomowym samolotem. Nad plebsem, czyli klasą ekonomiczną i biznes, znajdują się mini apartamenty z łóżkami, czymś na kształt pokoju dla gości i możliwością prysznica. Gdzieś czytaliśmy, że linie lotnicze więcej zarabiają na takich klientach niż na całej klasie ekonomicznej.
Absolutny hit dnia to propozycja diety z McDonalds. Wyzwanie polega na jedzeniu wyłącznie w tej restauracji (to już kiedyś było w dokumencie Super Size Me). Zdjęcie chyba nie oddaje dokładnie proponowanych zestawów, ale zasadniczo wolno jedną kanapkę, wodę i kukurydzę. Przepraszamy, nasza kartka jest poplamiona od frytek. Po powrocie do kraju na pewno podejmiemy wyzwanie
Etap azjatycki za nami, otwieramy drugi.
Zobaczymy, gdzie zaprowadzą na koleje losu…
Dobre, co nie? Napisaliśmy koleje, a na zdjęciu szyny i jeszcze wyjaśniliśmy:) Suchar dobry jak Singapur.