Na drogach Nowej Zelandii

Gdy tylko rano wstaliśmy i zobaczyliśmy słońce za oknem, szybko pozbieraliśmy się z pokoju i podjechaliśmy nad jezioro Te Anau, będące już częścią miejscowego parku narodowego. Krótki rejs wodną taksówką, która kursuje tylko 2 razy dziennie i dotarliśmy na drugą stronę jeziora. Stamtąd ścieżką Keplera (tylko jej małą częścią – cała ma 60 km i przechodzi się nią w 4 dni) wróciliśmy do punktu wyjścia. Ścieżka Keplera zawdzięcza swoją nazwę niemieckiemu astronomowi. Jest ona jedną z tzw. GREAT WALKS – to najczęściej kilkudziesięcio kilometrowe trasy dla turystów po parkach narodowych z noclegami w schroniskach. Uwaga – wszystko trzeba dużo wcześniej rezerwować na stronie nowozelandzkich parków narodowych. Jest ich w całej Nowej Zelandii kilka i są hitami turystycznymi, jest to zasadne bo trasy są świetnie przygotowane. Nam przejście krótkiej części szlaku zajęło około 2 godzin (10 km), po drodze znaleźliśmy kilka ukrytych skarbów (cache). Dla niewtajemniczonych – jest taka grupa ludzi, która ukrywa „skarby” w różnych miejscach na świecie, zazwyczaj jakiś szczególnie ciekawych turystycznie, następnie wprowadza tę informację do aplikacji, żeby inni mogli znaleźć „skarb” i mieć radochę. Nastepnie szybkie pożegnanie z Te Anau uczczone gorącym kakao i w drogę do Wanaki!




Trasa do Wanaki zajęła nam jakieś 2,5-3 godziny. Jechaliśmy skrótem, który prowadził przez najwyżej położoną w Nowej Zelandii utwardzoną drogą asfaltową na wysokości 1076 mnpm, oddaną do użytku w 2000 roku. Oczywiście  nie obyło się bez punktów widokowych. Z resztą te punkty widokowe nas prześladują, jesteśmy zmuszeni zatrzymywać się co 10km i podziwiać widoczki. To co nadrabiamy szybszym autem, tracimy na punktach. Czasy podawane przez mapy google są dla nas niedościgłym ideałem, takie te podróżowanie po południowej półkuli.



Po dotarciu do Wanaki postanowiliśmy pozwiedzać tę 8500 osobową miejscowość. Pierwszym punktem naszego spaceru było oczywiście bajkowe jezioro Wanaka. Następnie poszwędaliśmy się po okolicznych uliczkach z małymi sklepikami i restauracjami. Ciekawe jest to, że we wszystkich wcześniej odwiedzonych przez nas miejscowościach „świeciły” plakaty z imprezami Halloweenowymi, a tu nic. W związku z tym sami sobie urządziliśmy mała imprezę przy lokalnym piwku. Po jakimś czasie dołączył do nas starszy Australijczyk, który nam podpowiedział gdzie szczególnie warto się wybrać w okolicy, a przy okazji opowiedział nam historię swojego życia.
1 listopada w Wanace powitał nas piękną słoneczą pogodą i jeszcze piękniejszymi widokami. Zaraz po śniadaniu podjechaliśmy na punkt widokowy, aby zobaczyć „samotne drzewo”, o którego istnieniu dowiedzieliśmy się dzięki czujnemu oku Moniki. Dziękujemy, że nam to napisałaś, inaczej bylibyśmy kilka kilometrów od super sławnego i bardzo ładnego miejsca i byśmy je ominęli. Swoją drogą ciekawe ile takich rzeczy już przeoczyliśmy. Wspomniany Australijczyk polecane miejsca w Sydney zaczął od jakiegoś chińskiego targu, o którym nic nie słyszeliśmy.


Po atrakcjach przyrodniczych wybraliśmy się do parku rozrywki „Puzzle World”. Jest to miejsce, gdzie można odwiedzić całkiem spory i nie taki łatwy labirynt oraz wybrać się do muzeum iluzji. Nam przejście całego labiryntu nabiło 5km i kilka razy się pogubiliśmy. W muzeum były hologramy, przechylony dom, w którym wydawało nam się jakby wszystkie prawa fizyki działały inaczej niż zazwyczaj, iluzoryczne rzeźby oraz obrazki, które „oszukiwały” wzrok. Miejsce na prawdę godne polecenia, bawiliśmy się świetnie. Na koniec w kawiarni przy labiryncie do dyspozycji było dużo łamigłówek, które przy herbacie można było rozwiązywać.





Po zagadkach intelektualnych nadszedł czas, aby dalej ruszyć w trasę. Jadąc jak zwykle widzieliśmy piękne jeziora, góry i nawet dotarliśmy do morza. Naszą dzisiejszą bazą jest miejscowość o nazwie Franz Josef. Znajduje się ona zaraz obok lodowca o takiej samej nazwie. Może nam się uda jutro dowiedzieć dlaczego nazwali jeden z najbardziej znanych nowozelandzkich lodowców imieniem austriackiego cesarza.




Z ogólnych, wstępnych obserwacji:
– Nowa Zelandia to jest kraj pocztówkowych widoków – wszędzie! Z każdego miejsca na baszej trasie widzieliśmy ośnieżone szczyty górskie.
– w wielu miejscach w Nowej Zelandii nie ma dostępu do internetu/ zasięgu, co można uznać za plus, bo można się całkowicie odciąć, ale z drugiej strony czasem jest niezbędny. Dzisiaj widzieliśmy rozbite auto przy drodze z pasażerem, który nie mógł się wydostać ze środka. Na szczęście kilka aut się zatrzymało by udzielić pomocy. Niestety nikt nie miał zasięgu, aby wezwać pomoc trzeba było podjechać do okolicznego motelu. W tym przypasku był on blisko, ale czasami jedziemy nawet 50km bez zabudowań. Trzeba jeździć ostrożnie.
– piwko jest raczej słabe, te lokalne jak ma 5% to już jest mocne, takich 4% możnaby wypić pewnie sporo. My na trasie prowadzimy się modelowo i od wylotu z Polski nie wyszliśmy ponad 3 piwa dziennie. Soju (20%) było najmocniejszym trunkiem na trasie. Zderzenie z wódeczką po powrocie może być interesujące.
– NZL jest strasznie czysta, właściwie nie na śmieci. Na szlakach nic, przy drogach nic. Ciekawe bo np. Na przydrożnych postojach nie ma śmietników. Odpady wygenerowane należy zabrać ze sobą.
– Gieksa znowu przegrała, Bartek wyczekuje ligi mistrzów, która w końcu nie jest w środku nocy, a mecze zaczynają się po śniadaniu.
Jutro spotkanie z lodowcami.

7 komentarzy

  1. Żarnowce takie same jak u nas. Czapla też się zdarza. To jedno zdjęcie mogłoby być zrobione na południu Polski. A cała reszta cudna. Dla mnie NZ jest najpiękniejsza jak do tej pory na Waszej trasie. Równie wspaniałych wrażeń na drugą połowę wyprawy. ?

  2. Ten kraj to jeden wielki park krajobrazowy, a roślinność i pogoda do tej pory trochę przypominają polskie góry na wiosnę. Bartek już w ciemno zdecydował, że to jest najpiękniejszy kraj na trasie:)

  3. Ah zazdroszcze widoczkow ;). U nas przez pare dni byla piekna jesien, prawdziwie piekna, kolorowa i ciepla :). Szkoda, ze od wczoraj przyszla ta gorsza wersja :(.
    Fajny ten park rozrywki :).

    Zdjecie z samotnym drzewem, klasa 🙂 ! Haha, zaczynam pisac jak Bartek 😀 !

  4. Czy dobrze rozumiem, ze zaczęliście sie bawić w geocaching? Taka okazja, tyle kontynentów!

  5. Specjalnie je wyszukaliśmy, żeby nie było? u nas jest wiosna, więc wszystko pyli ?

  6. Dobrze rozumiesz, znaleźliśmy kilka! ? oczywiście Bartek trochę narzeka, ale powoli się łamie?

  7. O, fajnie ze wspominacie o geocachingu:-D Ja jestem wielkim fanem, bawie sie juz w to ponad rok i w ogole sie nie nudzi:-D Ciekawostka jest fakt, ze po znalezieniu ilus tam skrytek mozna otrzymac odznaki PTTK:-) A co do zdjec to Nowa Zelandia faktycznie wymiata!

Dodaj komentarz