Jesteśmy już po wizytach w hitowych miejscach w okolicy Phuketu. O ile sama główna wyspa nie zachwyca, o tyle znajdujące się w okolicach małe wysepki robią duże wrażenie. Pierwszego dnia udaliśmy się na Koh Phi Phi. Zazwyczaj jednodniowe wycieczki realizowane w tym kierunku łączy się z kilkoma mniejszymi wysepkami, my zdecydowaliśmy się tylko na stolicę mini regionu. Niemniej, szczęśliwie po drodze zahaczyliśmy o Maya Beach znaną z filmu „Niebiańska plaża” z Leonardo DiCaprio. Sama Maya Beach jest w tej chwili zamknięta, ponieważ przez ostatnie lata ten niewielki skrawek lądu odwiedzało około 5000 ludzi dziennie. Doprowadziło to do znacznej degradacji rafy koralowej otaczającej wyspę oraz tej znajdującej się w samej zatoce. Poza tym zniszczeniu uległa sama plaża i otaczające ją zielone tereny. Początkowo plaża miała być zamknięta na parę miesięcy, niestety natura nie zdążyła się w tym czasie zregenerować, w efekcie teren zamknięto bezterminowo. Obecnie do wyspy można dopłynąć i podziwiać ją z oddali jak na zdjęciu poniżej.
Sprawa jest dobrze znana o zamknięciu tej wyspy pisały nawet polskie media. Łatwo znaleźć w Internecie zdjęcia z jednej strony pokazujące piękno wyspy, z drugiej tłum ludzi odwiedzających ją każdego dnia.
Tak wygläda Maya Beach bez turystów:
https://goo.gl/images/KQmmWY
A tak z nimi:
https://goo.gl/images/YVVGBg
Podobno bezpośrednią przyczyną degradacji rafy koralowej są olejki przeciwsłoneczne, receptę ma być stanowić stosowanie mineralnych olejków. Zmiana na olejki mineralne jest o tyle trudna, że są one droższe od normalnych, a w lokalnych sklepach praktycznie ich nie widujemy.
Koh Phi Phi jest obrazkowym, tropikalnym rajem. Charakterystyczny na tej wyspie jest fakt że dwie większe jej części połączone są wąskim przesmykiem. Dzisiaj znajduje się tam kilka hoteli, trochę małych uliczek, które są bardzo urokliwe i chociaż infrastruktura jest bardzo turystyczna to jest to podane ze smakiem. Łącząc więc plażę z białym piaskiem, z tropikalną zielenią i dobrze zaplanowaną przestrzenią turystyczną tworzy to zwartą efektowną całość. Zdecydowanie bardziej warto stąd zaplanować bazę wypadową niż z Phuketu. Różnice w cenach nie są dramatyczne, ale oczywiście Phuket jest tańszy.
My spędziliśmy na wyspie około 5 h. Trochę czasu na plaży popijając lokalne drinki. Weszliśmy też na lokalne punkt widokowy, z którego zdjęcia poniżej. Nagroda w postaci widoków bardzo przyjemna, natomiast podejście w czasie odczuwalnych 40° to niewiarygodna mordęga. Właściwie po piątym schodku byliśmy cali mokrzy. A przy miejscowej wilgotności dojście do siebie zajmuje naprawdę sporo czasu. Zanim wróciliśmy na prom pochodziliśmy jeszcze po małych uliczkach pomiędzy sklepami z pamiątkami, restauracjami i budkami oferującymi różne atrakcje. Z jakiegoś powodu na wyspie nagabywanie nie było tak uciążliwe. Dalej poszukujemy swojej idealnej plaży, tutaj nie było meduz, woda była przejrzysta, ale bardzo płytka, więc nawet po przejściu 100 m woda dalej była do pasa, w połączeniu z temperaturą otoczenia kąpiel przypominała wylegiwanie się w ciepłej zupie.
Dojazd na wyspy jest dosyć prosty – jest tu świetnie zorganizowany system domowy. Nam trafiło się hinduskie towarzystwo, które większość drogi ubarwiało nam klaskaniem i głośnym śpiewaniem. Ciekawe doświadczenie.
Drugi dzień to zorganizowana wycieczka na kilka wysp. Największym atrakcja była wizyta na wyspie Jamesa Bonda. Z tej okazji obejrzeliśmy też film „Człowiek ze złotym pistoletem”. Film ten bazuje na naszej wycieczce, bo odbywa się w Honkongu, Bangkoku i na odwiedzonej przez nas wyspie. Zdjęć z wyspy w czasie filmu jest naprawdę dużo, przyjemnie się oglądało pamiętając naszą wizytę w tym miejscu. Nie wiemy tylko gdzie zmieściły się te wielkie podziemne pomieszczenia, w których Bond pokonał Scaramangę.
Mieliśmy trochę szczęścia, albo nieszczęścia zależy z której strony patrzeć. Aż do południa towarzyszył nam deszcz dosyć ulewny. Przyjemnie bo mieliśmy trochę czasu ulgi od lokalnego klimatu, z drugiej strony komfort zwiedzania był w pewien sposób obniżony. W szczególności w punktach gdzie atrakcja była plaża. Takie miejsca na trasie były dwa. Na drugiej plaży było trochē słońca.
Kolejna atrakcja to kajaki.Przepłynęliśmy kawałek na wyspie Hong, niestety nie mamy dokumentacji właśnie z uwagi na wiadra wody lejącej się z nieba. Co ciekawe teoretycznie ze wzlędów bezpieczeństwa nie dostaliśmy wioseł. Robił to za nas Taj. W praktyce łatwo wyobrazić sobie turystę, ktöry przeklina, że na wakacjach płaci za atrakcję i jeszcze każąmu dymać wiosłami, w upale kuwa!
Pierwszym punktem tej wyprawy była wizyta w jaskini, która może nie była imponująca, ale znajdowała się na skrawku skały wystającym z morza. Zresztą te skały wyrastające z niczego to tutaj taki typowy widok.
Jesteśmy w wyprawie już prawie miesiąc. Dzisiaj zdecydowaliśmy się pierwszy raz na dzień totalnego zamulania i odpoczynku. W końcu postanowiliśmy uszanować niedzielę. Gosia nakoniec dnia na pewno powie, że nie chce się jej spać i jutro to musimy zwyczajowo dać do pieca.
Z naszej perspektywy cztery tygodnie to w sam raz, żeby oderwać się od pracy i solidnie odpocząć. Właściwie moglibyśmy wracać, ale zaplanowaliśmy sobie jeszcze 11 tygodni, więc co zrobić:)
Podróż mocno zweryfikowała nasze podejście do wielu spraw. Przede wszystkim im dłużej jesteśmy na miejscu tym odważniej próbujemy lokalnej kuchni. Chociaż standardy higieniczne najczęściej są daleko od tych znanych w Polsce. Przełomowym momentem było złamanie wszystkich reguł bezpieczeństwa podczas kąpania ze słoniami. No ale mamy wszystkie możliwe szczepionki, więc co się może wydarzyć. Przed wyjazdem zaopatrzyliśmy się w różne schowki, kłódki mające nas uchronić przed utratą mienia. Niektórych jeszcze nie wyjęliśmy z plecaków. Paszporty cały czas nosimy przy sobie, chyba że akurat wychodząc z łódki całkowicie o nich zapomnimy.
W kwestii budżetu raczej jesteśmy zgodnie z planem. Natomiast więcej niż planowaliśmy kosztuje nas jedzenie, a trochę tańsze są wszelakie atrakcje. Jako małżeństwo dobrze się dogadujemy, fajnie się ułożyło, że stresujemy się w różnych okolicznościach. W związku z tym jak jedna osoba odlatuje to druga zachowuje zdrowy rozsądek. Dbamy o siebie rzucając pieszczotliwe: „nie obgryzaj paznokci, czym się denerwujesz”, „ale wiesz, że po basenie i tak się musisz wykąpać”, „uspokój się, cicho!”, „chodź, nic Ci nie będzie”. Tym ostatnim Bartek zachęcał wczoraj Gosię do odważniejszego wejścia do wody, tak jak często zachęca ją do ròżnych rzeczy. Gosii nic się nie stało, Bartek nabił się na jakiegoś jeżowca, zostały po tym trzy czarne kropki i zaczerwienie wokół. Wszystko zgodnie ze złotą zasadą Bartka „jeden dzień, jedna katastrofa”. Po „nakłuciach” i konsultacji z przewodnikiem, że to normalne i boli dopiero jak ukłuje w wargę Bartek nabrał spokoju. Dzisiaj wstał w formie. Niemniej znowu nie było idealnej plaży.
Na punkcie widokowym na Koh Phi Phi nie wolno było spożywać alkoholu. Napisano, że właściciel terenu jest Muzułmaninem. Poniżej flagi świata, które widzieliśmy na punkcie, zagadka jaką flagę zaklejono?
I jeszcze o wczorajszej kolacji. Wszyscy znamy zupki z torebki, na obrazku zawsze są nudle w towarzystwie kurczaka, warzyw itd, faktycznie zjada się nudle. Wczoraj w bardzo lokalnym przybytku na witrynie były właśnie takie zupki chińskie. Proces wygląda tak, że wybiera się jedną i kucharz zaczyna show, taki live cooking. Kucharz przyrządza zupkę chińską! Używa się tylko makaronu, bulion jest własny – z przybytku, do tego mielonka, jajko (po benedyktyńsku), zielona cebulka, imbir. Ogólnie powstaje zupka jak z obrazka, wszystko za 5pln. Wychodzi po prostu Dobra zupka. Live cooking absolutnie prawdziwy, wszystko przyrządza się na oczach klienta. Ot prawdziwa Tajlandia, jedliśmy w rejonie, gdzie nie widujemy turystów (okolice naszego hotelu).
Jutro do Surat Thani i nocnym pociągiem do Bangkoku. Trzymajcie kciuki za Bartka żeby się znowu nie przeziębił.
Jaka jest nagroda za odpowiedz na zagadke o flagach? Bo ja już wiem 🙂
Gosia, Gosia, szerszy usmiech poprosze?. Ciesze sie, ze Phi Phi Wam sie podobalo?. Widoczki bardzo fajne?moglibyscie sie troche tym sloncem podzielic?. Powodzenia w poszukiwaniu idealnej plazy?.
Swietna proba wytracenia z rownowagi czytelnikow tym stwierdzeniem, ze 4tyg to dobra dlugosc, ale 11 przed Wami?.
Gosia, pamiętasz jak w Anconie mówiłam, że widoki na plaży są jak z Tajlandii? To jednak nie były.
Zazdro i pozdrowienia!:)
Podak odpowiedz pomyslimy o nagrodzie:)
Chętnie się podzielimy słońcem ☀️☀️☀️ Trochę nam się tęskni za niższą temperaturą?
Pamiętam ☺️ W Anconie widoczki też były super ☺️
Również pozdrawiamy!
Jak to muzułmańska wyspa, to pewnie zakleili Izrael.