Kolejny dzień upłynął nam na zwiedzaniu Busan. Na szczęście przystało padać, a temperatura jest w okolicach 25 stopni. Jest po prostu przyjemnie, wakacyjnie. Nasza trzecia doba w Busan to przede wszystkim długie spacery po mieście i dwa punkty, do których doszlismy – cmentarz ONZ i Gamcheon culture village. Przede wszystkim podjęliśmy decyzję o całkowitym wyspaniu, wstaliśmy tuż przed 10, „na miasto” wyszliśmy około 12.
Gamcheon culture village, to taka wioska w mieście. Zlokalizowana na zboczu pagórków, pełna wąskich uliczek, takich znanych z historycznych centrum miast włoskich. Przy czym ta wioska po pierwsze nie jest tak stara, po drugie jest bardzo kolorowa. Co daje w efekcie wrażenie slumsów z Rio (nie byliśmy tam nigdy, ale wyobrażamy sobie, że tak by to mogło wyglądać). Miejsce rzeczywiście zdecydowanie różni się od pozostałych, nowoczesnych części miasta. Fajna sprawa bo dużo ludzi przebiera się w lokalne stroje w czasie wizyty w tej dzielnicy. Przy jej początku jest nawet wypożyczalnia. Ta inność przyciąga rzesze turystów. Ciekawy jest widok ludzi ustawiajacych się w kolejce, żeby zrobić sobie zdjęcie z lokalna atrakcją. Zresztą Koreańczycy są zawsze tacy ułożeni – w metrze do wejścia też obowiązuje kolejka. Ciężko zrozumieć, jak historycznie tacy kulturalni, uśmiechnięci, pomocni ludzie wykształcili w sobie taką lekkość publicznego bekania, plucia itp. Pisząc ten tekst małżonek non stop się uśmiecha, a małżonka brzydzi – jedzie z nami w pociągu do Seulu jegomość, który co chwilę charczy na cały wagon. Międzykulturowy miks!
Wracając do wioski, my też zrobiliśmy kilka zdjęć, przeszliśmy dzielnicę i ruszylismy dalej. Jestesmy już chyba w formie, bo na pagórki trzeba się było wdrapać. Na oko ze 200 metrów do góry. Weszliśmy bez odpoczynku. Jest również wilgotno, bo mimo dobrej temperatury pot nie przestał płynąć nawet podczas herbatce na szczycie.
Drugi cel to cmentarz ONZ, na którym pochowano żołnierzy ONZ, walczących po stronie południa w wojnie koreańskiej. W Internecie można znaleźć dużo ciekawego materiału o tej tragicznej historii. Wydaje się, że mniej znanej niż Wietnam. Busan, był w ramach 5% Korei Południowej niezdobytej w czasie pierwszej ofensywy Północy. Jest tam olbrzymi port, którego znaczenie strategiczne pozwoliło na wsparcie z zewnątrz. Cmentarz robi duże wrażenie, jest bardzo zadbany.
Wieczorem jeszcze spacer, posiłek, o którym za chwilę, metro i do spania.
Na każdym wyjeździe w okolicy drugigo dnia w żartach albo bardziej poważnie pojawia się tęsknota za schabowym. Nam brakuje pieczywa. Po śniadaniu, składajacym się z zupy, ryżu, małej ilości wieprzowiny i dodatków zdecydowalismy się zainwestować i na kolacje kupiliśmy bagietkę. Za 12pln. Pieczywo jest tutaj rzadkie i okrutnie drogie. Jednak zmierzając już do domu, zauważyliśmy pizzerie. Szybka jak na nas decyzja doprowadziła do tego, że zjedliśmy pizzę i makaron. Było pięknie. Jutro wracamy do zup i bibimbapa, obiecujemy. Bagietkę zjedliśmy na śniadanie, było pięknie.
Na koniec porcja spostrzeżeń z Korei:
– wszędzie są bezpłatne, czyste toalety, klasa!
– rzadko trafia się kosz na śmieci, ale właściwie nie ma śmieci na ulicach. My Europejczycy, przyzwyczajeni do generowania śmieci tak sobie je nosimy w rękach całymi kilometrami.
– absolutnie nie ma tu chamstwa. Jak do metra wchodzi młodzież szkolna to można oczekiwać pełnej kultury. Oczywiście trochę sobie mogą pocharczeć, ale komu to przeszkadza. Czujemy się tutaj super bezpiecznie.
– bez względu na zamówienie w restauracji zawsze dostaje się mały bulion, często bez smaku. Dzisiaj przyszło do głowy Bartkowi, że może zjadamy wodę do przepłukania rąk. Więcej, my ją przyprawiamy dodatkami, żeby miała smak.
– tutaj są niezliczone ilości targowisk. Gdzie poza zakupami spożywczymi można też zjeść. Na targu często specyficznie pachnie, bo ryby leżą na lodzie nie przykyte ladą. A czasem po prostu leżą bez lodu.
– wczoraj zamknęliśmy pierwszy etap wycieczki, było pierwsze pranie. Z obliczeń wynika, że etapów zostało jeszcze 14.
– w Korei działa nasz netflix. Raczymy się, co wieczór jednym odcinkiem serialu.
– Korea za oknami pociągu jest bardzo zielona i pagórkowata
– w Korei można kupić krem do rąk specjalnie dedykowany na dany miesiąc. Wrześniowy już mamy, planujemy kupić kolejne i część wysłać do domu (jak się nie uda to mąż będzie je musiał nosić na plecach)
Zagadka – do czego służy teren ograniczony siatką
Kolejny wpis będzie z Seulu. Jeszcze 2h drogi przed nami. Zaoszczędziliśmy, wiēc zamiast 2,5, jedziemy 5,5h. Stajemy na każdej stacji!
Dużo wartościowych informacji i ciekawostek, odrobina humoru – jest ok:) No dobra, zielona siatka – obstawiam że wpuszczają tam ptaki w jakimś celu.
A może to taka wielka, zbiorowa trampolina ?
O nie. Poszłam tym samym tropem. Oznacza to, że albo mamy rację albo mamy myślenie wąskotorowe… Ale myślę, że da się z tym żyć 😀
Ja myślałem, że to jest do baseballu, tak żeby sobie potrenowac dalekie wybicia. A to jest próbne pole golfowe i jest ich tutaj sporo, nawet w małych miejscowościach.
Czy po wypiciu pokemonowego napoju zdobyliście jakieś super moce 😉 ? Co do wielkiego, zielonego obszaru, myślałam, że to boisko do piłki nożnej ;).