Kłopoty w raju

Następnego dnia postanowiliśmy kontynuować nową tradycję i zacząć dzień od kąpieli w oceanie. Na prawdę dziwi nas, że tak mało ludzi się kąpie, zabawa jest przednia, temperatura wody jest optymalna, super wrażenia. Kolejnym punktem dnia była wycieczka do wodospadu, kiedyś nazywany był sekretnym, ale z uwagi na ilość gości, którzy docierają do niego codziennie nazwa jest już nie na miejscu. Pierwsza część wycieczki to ponad 2 mile kajakiem po największej rzece na Hawajach, potem krótki spacer do wodospadu, kąpiel w wodospadzie, spacer z powrotem i znowu kajakiem do miejsca startu. Kajaki poszły nam całkiem nieźle, chociaż trochę wiało i nie potrafiliśmy ustabilizować toru jazdy, płynęliśmy slalomem, ale piękne widoki dookoła sprawiały, że nie miało to większego znaczenia. Krótki spacer początkowo wydawał się bardzo łatwy, dopóki nie okazało się, że wcześniejsze ostrzeżenia przewodnika, że będzie błotnisto się spełniły. Błoto na Hawajach jest kleiste, śliskie i ma dziwny zapach. Niektórzy się tym w ogóle nie przejmowali i chodzili boso, więc mieli „skarpetki” z błota. My byliśmy pomiędzy – ubraliśmy chyba najlepsze możliwe buty, takie do wody, inne by się zabrudziły na stałe lub bardzo by się ślizgały. My też trochę się ślizgaliśmy, ale udało się bez upadku, co nie było normą. Kilka upadków było spektakularnych. Na końcu błotnej ścieżki czekał na nas obiecany wodospad. Bartek od razu pobiegł się wykąpać, chociaż woda nie była zbyt ciepła. Gosi chwilę zeszło żeby się przekonać, dodatkowo przy wchodzeniu do wody zjechała z kamienia, dzięki czemu nie musiała się przyzwyczajać do wody, ale za to ma siniaka na łokciu i nodze. Po pływaniu dostaliśmy po kanapce. Oczywiście jak zwykle jedząc na zewnątrz na Kaua’i trzeba uważać na czające się z każdej strony koguty, kury i kurczaki (nawet w tak odległym od cywilizacji miejscu). Podczas drogi powrotnej zaczęło mocno padać, ale dzięki temu błoto nie było tak kleiste (za to chyba bardziej śliskie). Szczęśliwie dotarliśmy w jednym kawałku, mocno zmęczeni, ale zadowoleni. W nagrodę poszliśmy na kolację do koreańskiej restauracji. Aż się łezka w oku zakręciła na widok Bi bim bapu i grillowanych żeberek. Tak niedawno, a wydaje się lata temu. Mięso było absolutnie fantastyczne, czołówka całego wyjazdu, świetnie przyprawione, mięciutkie, pyszne.




Sobota zaskoczyła nas pogodą – całe niebo zachmurzone i spory deszcz – prawie jak nad Bałtykiem tylko cieplej. Poprzedniego dnia przewodnik opowiadał nam, że w kwietniu został pobity tutaj rekord guinessa w ilości opadów jednego dnia 1.25 metra w ciągu dnia – to dwa razy więcej niż średnie roczne opady w Polsce. Mimo to jakoś nie spodziewaliśmy takiego deszczu. Jednak nie zatrzymało to naszej tradycji w przerwie pomiędzy deszczami kąpaliśmy się rano w oceanie. Na dalszą część dnia mieliśmy zaplanowane zwiedzanie najładniejszych plaż na wyspie. Pojechaliśmy najdalej jak się dało tj. Do plaży Hanalei, byliśmy tam już trzy dni temu, myśleliśmy, że dalsza droga zamknięta jest chwilowo, to niestety trwa już od dłuższego czasu. I tu zaczęły się kłopoty 2 z 5 zaplanowanych plaż okazały się niedostępne. Na pocieszenie zjedliśmy pizzę i lody w Hanalei. Lody Ben&Jerry były w ciekawej promocji, jeden kubełek za 6,50, dwa za 7USD. Pizza była strasznie sycąca, zjedliśmy o 12, trzymała nas do wieczora, kolejnym posiłkiem będzie śniadanie.

Później wybraliśmy się do Queen’s Bath (plaża + naturalne baseny w oceanie), bramka zamknięta, a na dodatek informacja, że jest na prawdę niebezpiecznie, bo kilka dni temu jakaś dziewczyna obeszła bramkę i już nią nie wróciła. Musieliśmy zrezygnować.

Dalej była latarnia morska  wraz z plażą – zrobiliśmy zdjęcie z daleka, bo zaraz zamykali. Na koniec udało nam się wyjść na dwie ostatnie plaże, ale tak wiało, że długo nie posiedzieliśmy.



Cały dzień trochę nam nie szło, a jeszcze się okazało, że wycieczka wzdłuż wybrzeża Na Pali jest niemożliwa także jutro z uwagi na wysokie fale. To wybrzeże z Jurassic Parku, zresztą na Kauai nakręcono masę filmów, w tym wszystkie części Jurassic Parku. Na szlaku do wodospadu przedzieraliśmy się przez polanę przypominającą tą, na której polowały Velociraptory.

Już trochę tęsknimy za domem, zostały nam jeszcze dwa tygodnie do powrotu, wyjazd był/jest pewnie jednym z najlepszych pomysłów w naszych życiach, niemniej przyjemnie będzie mieć trochę stabilizacji w Krakowie.

3 komentarze

  1. Jurassic Park, Ben&Jerry’s – jak to się ładnie mówi po polsku: you are living my dream! Najlepsze B&J to Peanut Butter Cup oraz Strawberry Cheescake, polecam 🙂

  2. Mamy na tapecie żeby obejrzeć park jurajski, pewnie na Oahu pojedziemy też w rejon, gdzie kręcono ten film. A kolejne smaki jeszcze przed nami, strawberry cheesecake jest klasa rzeczywiście.

  3. Małżonka zwróciła mi uwagę, żeby nie chować się za adminem, to pisałem ja, Bartosz! Małżonka często zwraca mi uwagę.
    Korzystając z okazji, Przemku wielkie dzięki za aktualizację mapy.

Dodaj komentarz