Aloha Kauai

Kiedy jakiś Arab wpadał na pomysł systemu dziesiątkowego pewnie nie był świadomy, że ten wynalazek jest tak doskonały. My też żyliśmy sobie w nieświadomości całymi latami. Stany Zjednoczone. Kraj, który wymyślił korporację, gdzie wszystko się optymalizuje i doprowadza wszystko do maksymalnej efektywności. Kraj, pierwsza gospodarka świata, kraj, który zamiast kilometrów, używa stóp, jardów i mili, który zamiast kilogramów ma funty i uncje, zamiast stopni Celsjusza, to Fahrenheita, pojemność w galonach, powierzchnia w akrach. Do przeliczeń używa się kosmicznych wzorów. My niestety musimy się tych wzorów nauczyć. Ananas za 99 centów wydawał się tani, niestety to 99c za funt, nie kilogram. Mapy google podpowiadają nam skręt za ćwierć mili, albo 500 stóp i trzeba zgadywać czy to już. Temperatura na zewnątrz to 84 stopnie, tzn. gorąco jak w piekle, czy trzeba sweterek? Oczywiście szybko można się przestawić, podobno Amerykanie próbowali w latach 60tych, ale skończyło się źle.
Ciekawostka, przelicznik na przejście z Fahrenheita na Celsjusza. C° = (F° – 32)/1.8. To 1,8 może mieć sens i możnaby sobie poradzić przeliczając w głowie, ale te 32? Dodatkowo 1 mila to 5280 stóp. System dziesiątkowy to doskonały pomysł!!! Tyle tytułem wstępu.

Tym razem wybieramy się na mniejszą wyspę, w ramach Hawajów – Kaua’i. To położona na zachód od Oahu wyspa, podobno nie tak tłumnie odwiedzana, a zawierająca atrakcje w sam raz dla nas. Zaraz po naszym pożywnym i bardzo kalorycznym (900kcal) śniadaniu, w postaci pozostałych z dnia poprzedniego cynamonowych bułeczek, udaliśmy się na lotnisko. Przyjechaliśmy dużo wcześniej, bo chcieliśmy zostawić jeden plecak, jako że za kilka dni wracamy. Po dość długich poszukiwaniach udało nam się znaleźć przechowalnię bagażu. W związku z tym, że przy zakupie biletu zapomnieliśmy kupić dużego bagażu nadawanego, więc musieliśmy go dokupić na lotnisku. Jakie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że cena jest cztery razy niższa niż za ten pozostawiony w przechowalni. No cóż, przynajmniej będzie nam lżej. Z tymi cenami na Hawajach nie jest najlepiej, nie wiemy czy to kwestia doboru miejsc, gdzie jemy, ale póki co jest bardzo drogo. Nasz dzienny budżet na jedzenie (zaplanowany na najwyższy na trasie) przejadamy w sklepach i fast foodach, do restauracji z prawdziwego zdarzenia strach zajrzeć w tych okolicznościach.

Lot na Kauai był dość ciekawy, ponieważ ledwo skończyliśmy startować to zaraz zaczęliśmy lądować, Gosia między sygnałem rozpiąć pasy po starcie, a zapiąć przy lądowaniu obejrzała 4 minuty serialu.
Super jest to, że nie trzeba było stać w żadnych kolejkach po przylocie, wystarczyło odebrać bagaż i gotowe. Zaraz po przylocie pożyczyliśmy auto i wyruszyliśmy do resortu. Z ciekawostek – w stanie Hawaje, jeżeli ktoś inny spowoduje wypadek to ty pokrywasz koszty ewentualnej naprawy, dopiero później można sądzić się z sprawcą i trzeba mu udowodnić winę.
Wizytę na Kaua’i zaczęliśmy od zwiedzenia plaż na północnym wybrzeżu, gdyż powiedziano nam, że tam są wielkie 10 metrowe fale. Tam gdzie dotarliśmy, tj. Na plaży Hanalei wcale nie były takie duże, ale spacer po plaży był bardzo przyjemny. Później chcieliśmy podjechać jeszcze dalej, ale z jakiś przyczyn droga była zamknięta, podobno czasem ta droga jest zalewana przez duże fale, czyli byliśmy niedaleko.



Po powrocie do hotelu wieczór upłynął nam na rozszyfrowaniu jak działa pilot od telewizora. Chwilę byliśmy daleko od cywilizacji i już jest problem, a to taki nowoczesny telewizor. Nie udało nam się nawet zmienić języka, więc nawigację po poprzednich gościach naszego pokoju mamy po niemiecku. Następnego dnia, w końcu porządnie się wyspaliśmy. Mimo że było dość pochmurnie, postanowiliśmy wykąpać się w oceanie. Woda jest całkiem ciepła, fale są na tyle duże, że zapewniają przednią zabawę, chociaż wciągają i nie ryzykujemy wejść dalej niż 5 metrów od brzegu.

Następnie pojechaliśmy do kanionu Waimea. Widoczki są przepiękne, tradycyjnie niech same się broniä.









Na koniec dnia kontynuowaliśmy poszukiwanie dużych fal, na wyspie wciąż akualne jest ostrzeżenie, że są wysokie, czyli gdzieś tak powinno być. Tym razem próbujemy na zachodnim wybrzeżu. Nie było to łatwo, bo okazało się, że część trasy wyznaczonej przez nawigację prowadziła przez teren lotniska wojskowego. W związku z tym musieliśmy pojechać okrężną drogą żwirową, bardzo dziurawą. Po 25 minutach emocjonującego offroadu dotarliśmy do parku Polihale State Park, trafiliśmy do pięknej plaży, ale fale, chociaż spore nie były tymi olbrzymami z pokazów surferów. Mamy jeszcze parę dni w końcu trafimy dobrą falę.


Kauai znane jest z dużej ilości opadów, oraz z ich zróżnicowania. Najwyższy szczyt wysepki mam 5100 stóp (bez komentarza, nie przeliczymy Wam). Szczyt jest jednym z najbardziej mokrych miejsc świata. Opady tam są kilkunastokrotnie większe niż na południu wyspy. Odległość to może 15 mil (znowu sami sobie policzcie). Wyspa jest dosyć mała, mieszkamy w hotelu i znalezienie się autem w najbardziej odległych punktach zajęło nam 50 minut albo 1:15h w zależności od kierunku.

Dzisiaj mieliśmy okazję zapoznać się z amerykańskim modelem zwiedzania. Nigdzie nie trzeba wchodzić, wszędzie można dojechać. Właściwie cały dzień poruszaliśmy się pomiędzy punktami widokowymi. Wygodnie. Tu się nie chodzi, tu się jeździ. Niestety drogi są zakorkowane pomimo niewielkiej ilości hoteli i wydawałoby się małych miejscowości. Mentalność jest taka, że John nie myśli sobie „lubię plażę i ocean, pójdę na spacer”, John myśli „lubię plażę i ocean, kupię sobie takie auto żeby na nią wjechać, a skoro autem wjadę wszędzie to kupię sobie dodatkowo kubełek skrzydełek i opierdzielę na miejscu”. Ewentualnie pizzę, zamiast skrzydełek.

Wspomnienie z dzisiejszego lunchu, Pizza Hut, do wyboru bufet jedz ile chcesz + pij ile chcesz za 13USD, lub średnia pizza 18USD – no na co się zdecydować. Amerykanie są skazani na otyłość, z powodu czystego pragmatyzmu i dokonywania racjonalnych wyborów.

Kauai poza deszczem jest też pełne wolnochodzących kurczaków. A symbolem jest kogut, spotykamy ich sporo na naszym szlaku.

Jesteśmy w trasie 89ty dzień i właściwie to dalej nam się układa:)

3 komentarze

  1. Haha, przygoda w jednostki 🙂 zapewne jest jakas apka, ktora Wam moglaby pomoc ;).
    Skad wiecie ile kalorii mialo sniadanie 🙂 ?
    Teczo-zdjecie, super :D. Nie wygladacie na zmoczonych deszczem ;). Ale dalej Gosia sie nie miesci ;).
    Nie ma to jak logika za otyloscia ;). Ale moze bar, tylko salatkowy, czyli bez sosow i kalorycznych skladnikow to fit ;).
    Hmmm, ” i właściwie to dalej nam się układa”, doszukiwac sie bardziej ukrytego przeslania ;)?

  2. Wiemy ile co ma kalorii, bo oni wszędzie o tym piszą, pewnie żeby potem ich nie pozwali, że nie ostrzegali 🙂
    Od 3 miesięcy jesteśmy prawie bez przerwy razem i dajemy radę, nie ma dodatkowego przesłania 😉

  3. Rany, to brzmi przerazajaco z tymi kaloriami?nagle jakies wieczorne wyjscie na fajna kolacje konczy sie wyrzutami sumienia?.
    Macie super malzenski test, gratulacje zdania z wysokim wynikiem?.

Dodaj komentarz