Queenstown – ekstremalna Nowa Zelandia

Jakkolwiek latanie nie jest dla nas przyjemnością tak lot do Nowej Zelandii był całkiem przyjemny, właściwie nie było turbulencji. Queenstown, czyli nasz pierwszy przystanek uchodzi za stolicę sportów ekstremalnych. W związku z tym, że miejscowość jest w górach w zimie można tu szaleć na nartach, w lecie chodzić po górskich szlakach, no i oczywiście doświadczać adrenaliny w czasie wszelakich innych rozrywek, o czym pöźniej.

Już lotnisko w Queenstown doświadcza, korytarz do lądowania jest w dolinie, a pas startowy jest dosyć krótki. Nie jesteśmy ekspertami, ale hamowanie po lądowaniu było intensywniejsze niż zazwyczaj.
Po wyjściu z samolotu zaczęła się pierwsza przygoda. Nowa Zelandia bardzo chroni się przed obcymi przedstawicielami flory i fauny. Znajduje się tu wiele endemicznych gatunków roślin i zwierząt, więc coś nowego może być groźne. Przykładem jest nasza pospolita sosenka, sprowadzona przez Europejczyków rozpanoszyła się po obszarach do tej pory nie obsadzonych przez wysoką roślinność, zagrażając niskiej roślinności lokalnej.
Nowozelandczycy bronią się spektakularnie. Przejście przez odprawę zajęło prawie dwie godziny. Najpierw zwykła odprawa paszportowa, później odebranie bagażu, ostatni punkt odprawa celna. Na wszystkich wcześniejszych lotniskach zajęło to 30 sekund, tyle co przejście przez bramkę „nic do zadeklarowania”. Tutaj odprawa celna to też odprawa bio-bezpieczeństwa. Trzystopniowa.
W czasie lotu wypełniliśmy kartkę i zadeklarowaliśmy, że wieziemy drewno, że mamy buty trekingowe i że widzieliśmy się ze zwierzętami. Na tej podstawie odpytano nas gdzie byliśmy i co robiliśmy. Okazało się, że bambusowa szczoteczka jest ok, buty trzeba sprawdzić, a nasz drewniany słoń z Tajlandii stanowi zagrożenie. Na tym samym etapie na naszych oczach pies wywąchał jedzenie u innego pasażera w walizce, chyba nie było tego w deklaracji, więc gość poza kolejką miał szczegółową rewizję. Kara za wwiezienie kawałka szyneczki, psa, owoców, błoto na butach to 400NZD, tysiak na nasze.
Drugi etap to rewizja osobista podejrzanych przedmiotów. Bartkowe buty były dostatecznie czyste, ale na naszych oczach czyszczono buty innej pasażerki, a nasz drewniany słoń okazał się nie być drewniany…zaliczone. Ostatni etap to prześwietlenie całości bagażu rentgenem, znowu musieliśmy się rozpakować, bo nasze mydełka w kształcie mango wyglądały podejrzanie. Dla nas jako jednorazowa przygoda to wszystko do przetrwania, natomiast jak ktoś lata do pracy do Sydney co tydzień, to wyjęcie 2h tygodniowo musi irytować.
Dostaliśmy się do Nowej Zelandii, jesteśmy 17.600km od domu, jesteśmy oddaleni po dzisiejszej zmianie czasu o 12 godzin od Polski. Wpis robimy wieczorem, u Was rano. Tata zapytał Bartka, co planujemy jeszcze dzisiaj zrobić – rozsądne pytanie o 9 rano – Bartek odpowiedział spać – rozsądna odpowiedź o 21. Jeszcze trochę przesuniemy się na południe jadąc w kierunku Milford Sounds, ale dalej już nie będziemy. Także od dzisiaj zbliżamy się do domu i niejako przy okazji jesteśmy w połowie wyjazdu, dokładna połowa za dwa dni.
Wejście na nowy ląd uczciliśmy świetnymi stekami i piwkiem. Gdyby nie cena takie steki moglibyśmy wcinać codziennie. Sprawnie poszło też wypożyczenie samochodu, jeździmy Suzuki Swift, auto na pewno z tej dekady. Praprawnuk Lucka. Pomimo pewnych obaw Bartka, przejście na automatyczną skrzynię biegów poszło sprawnie.
Nowa Zelandia, może przez miejsce, w którym wylądowaliśmy robi rewelacyjne pierwsze wrażenie. Góry, czyste powietrze, przejrzysta woda w jeziorze, wszystko wygląda w sam raz na krajobrazy do Władcy Pierścieni. Kupiliśmy sobie już książkę i jeżeli na naszej trasie pojawią się scenografie z filmów będziemy o tym wiedzieć i w miarę możliwości odwiedzimy.




Dlaczego Queenstown jest stolicą sportów ekstremalnych? Tu można wszystko – bungee, helikopterowe i samolotowe przeloty nad atrakcjami, paralotnie, rowery górskie (są specjalnje wyznaczone szlaki do zjeżdżania z gór), rafting, kanioning, skoki ze spadochronem no i mini golf. Pewnie wszystko inne co przyjdzie do głowy też można tu zrobić. Naszego, drugiego dnia zdecydowaliśmy się na wyjazd gondolą na miejscową górkę (gondola z największym nachyleniem na świecie 450 metrów przewyższenia na 700 metrach długości), zjeżdżaliśmy u góry na pseudo saneczkach, takich jak te z Singapuru – Gosia już tak się oswoiła, że zjechała raz bez hamowania, gdyby Bartkowi nie pomagała waga, nigdy by jej nie dogonił – dobrze, że jedliśmy steki. I zgodnie z regułą ojca Bartka „wjedź i zejdź, liczy się” zeszliśmy na dół, w godzinkę, przyjemny, leśny spacerek.
Poniżej widok na tor saneczkowy i widoczek w tle:

Wisienkę, czy raczej truskawkę na torcie stanowiła przejażdżka motorówką po rzece Shotover. Zabawa polegała na tym, że motorówka jedzie szybko po kanionie między skałami, a na szerszych fragmentach bardzo się rozpędza i robi obroty o 360 stopni. Niesamowita frajda, jak byliśmy wcześniej w tym roku na raftingu na Dunajcu (zaraz po powodzi, więc woda była wysoka i brunatna, normalnie spływ to raczej nie ma takiego szału), to sternik prowadził nas na wszystkie bystrza, chociaż wydawało nam się, że będzie ich unikał. Podobnie dzisiaj, jak było wąsko to płynęliśmy przy samej skale, motorówka często była prowadzona wprost na skałę, by w ostatniej chwili zrobić zwrot – wszystko żeby zwiększyć adrenalinę. Super zabawa, tak dobra, że zdecydowaliśmy się wykupić filmiki – dostępne poniżej:
Najpierw wchodzimy na stronę:
http://smileflingr.com/SHJT
Później wprowadzamy hasło: shjt5gp4m5kh
Pod tym adresem dostępny jest trzyminutowy i minutowy film z naszego przejazdu. Filmy robią się jak w fabryce, część jest wcześniej nagrana i tylko w odpowiednich momentach wkleja się elementy z naszego przejazdu, efektywnie i efektownie.
Poniźej początek kanionu, którym spływaliśmy:

W związku z tym, że w NZ jesteśmy spontaniczni i noclegi mamy tylko na dwie noce do przodu nie wykluczamy powrotu do Queenstown, bez wątpienia obowiązkowy punkt do odwiedzenia. Ta mieścina zawiesiła też wysoko poprzeczkę pozostałym. Bartek się martwi, że zostało już tylko 19 dni w tym kraju i nie zdążymy wszystkiego zrobić.
W Nowej Zelandii są też piękne kwiatki.

Chociaż pogoda jest wczesnowiosenna, dzisiaj było 10 stopni, wczoraj 14, w nocy temperatura zbliża się do zera. Wyprawa miała nam oszczędzić drapania szronu z szyb samochodu, nie wykluczone, że los z nas zakpi. Będziemy informować na bieżąco. Fajnie, że śledzicie nasze poczynania, ruch na stronie jest cały czas stabilny – bardzo nam miło z tego powodu. Chociaż nie można wykluczyć, że to nasze mamy wchodzą na stronę po kilkadziesiąt razy dziennie, żeby nam nie było przykro:)
Na koniec ciekawostki, pierwsze komercyjne skoki na bungee na świecie wykonano w okolicy Queenstown, firma AJ hackett działa do dziś. Nazwa Nowa Zelandia pochodzi od regionu Zeeland w Holandii. Tacy pomysłowi byli Ci Holendrzy. Nowy Jork też wcześniej nazwali Nowym Amsterdamem. Nowa Zelandia jako pierwsza dała prawa do głosu kobietom i miało to miejsce 125 lat temu. Nie ma tutaj węży, a świat zrobiony ze słodkich fasolek (jelly beans) wygląda jak ten, który od 52 dni przemierzamy.

To już nie jest ciekawostka. Szczęśliwi my.

7 komentarzy

  1. Alez macie duzo atrakcji 🙂 ! Super 🙂 !!! Kurcze, musze sprobowac tych torow saneczkowych ;). Filmik z raftingu tez ciekawy 🙂 czy to jest w pelni bezpieczne 😉 ? Wybieracie sie nad jezioro Wanaka 🙂 ?

    I co to za kolor wody na mapie swiata 😉 ah, „artysta” zaszalal ;).

  2. Kochani, jestem z Was dumna – taka podróż jest świetnym przeżyciem ale też nie lada wyzwaniem. Opisujecie ją zabawnie, praktycznie – przyjemnie się czyta. Każdy wpis czytam co najmniej dwa razy, a świetny filmik obejrzałam już trzy /będzie więcej/ bo czuję jakbym płynęła i była w Nowej Zelandii z Wami. Ta piękna ziemia zawsze była moim marzeniem więc oglądajcie, przeżywajcie i bawcie się dobrze. No i pokazujcie dalej piękno tego świata.

  3. Oj nie wiem czy ja w statystykach nie prześcigam Waszych mam 😉 Dzięki za fajne opisy. Mam nadzieje że je wykorzystam przy planowaniu własnych wakacji 😀 Gdybyście mieli wybrać czy jechać do Nowej Zelandii czy Australii to na co byście się zdecydowali?

  4. Saneczki są superowe, polecam! 🙂
    Żeby prowadzić te motorówki, kierowcy przechodzą podobno dwa razy dłuższe szkolenie niż jest to wymagane, ale nigdy nie wiesz 😉 właśnie dotarliśmy do Wanaka i zaraz pójdziemy nad jezioro, a co? 🙂

  5. Cieszę się, że Ci się podoba 🙂 Co do wyboru to trudno powiedzieć, Nową Zelandię dopiero zaczęliśmy i jak na razie wszystko się nam podoba 😉 Nowa Zelandia jest dużo mniejsza i nie ma wężów i jaszczurek, ale na razie jest chłodniej. Jeszcze nie widzieliśmy żadnego miasta w Nowej Zelandii, a ja jestem fanem miast 😉 cenowo jest podobnie. Nie wiem, może na koniec podróży po NZ będę w stanie zdecydować. Bartek jest za NZ 🙂

Dodaj komentarz