W zamyśle będzie to krótszy wpis bo dotyczy jednego dnia. Poranek to wycieczka do strefy zdemilitaryzowanej, druga część dnia to dzielnica Gangnam i kolacja w Haegi.
Wycieczka na granicē z Koreą Północną to na pewno ciekawy, obowiązkowy punkt wizyty w Seulu, z drugiej strony skłania do myślenia nad robieniem biznesu z obrazu wojny. Biznesu bo znowu poruszaliśmy się w kolumnie autobusów, przewodniczka starała się zbudować napięcie, jednak generalnie nie czuć zagrożenia. Atmosferę dodatkowo rozładowują wszechobecne sklepy z pamiątkami i inni turyści robiący sobie selfiaki z północną Koreą, dodatkowo robiący przy tym głupie miny. Przewodniczka dużo czasu poświęcała na rady o tym gdzie sobie zrobić zdjęcie, mniej na rys historyczny.
To co ważne, to żeby wiedzieć, że strefa zdemilitaryzowana (DMZ) to tylko pośrednio efekt wojny koreańskiej. Wojna tylko ustaliła przebieg granicy tak naprawdę niewielką korektę wobec oryginalnego podziału. Wcześniej podziału wzdłuż 38 równoleżnika dokonano po 2 wojnie światowej. Podziału według ideologii – komunizm vs. kapitalizm. Podobnej jak między RFN i NRD. Koreańczycy to wg. przewodniczki jedyny naród podzielony granicą. Przez wcześniejsze 4 tysiące lat cały półwysep to jedna Korea.
Dzisiaj różnice pomiędzy Koreami są olbrzymie, natomiast obie mają interes w pojednaniu, stąd szczyt, który się właśnie odbywa. Południe liczy na tanią siłę roboczą, oraz przede wszystkim na możliwość tranzytu kolejowego i samochodowego do Chin. Otwarcie szlaku przez Koreę Północną to otwarcie drogi kolejowej aż do Lizbony. Północ liczy na zniesienie sankcji gospodarczych i normalizację stosunków z diabłem z Ameryki. A przede wszystkim zastrzyk dewiz. Obie strony liczą na poprawę bezpieczeństwa w regionie.
Zgodnie z postanowieniami szczytu jest szansa na powrót do warunków z 2002 roku, kiedy Koree uzgodniły powstanie wspólnej strefy ekonomicznej (fabryki z południa, pracownicy z północy to już działało), otwarcie gór diamentowych na północy dla turystów z południa, plan otwarcia szlaku handlowego przez północ. W tamtym czasie okazało się to mało wiążące, gdyż kilka lat później ustalenia te zostały cofnięte, w związku z atakami ze strony północnej, więc przyjęcie tego szczytu w Seulu jest raczej chłodne. Co ciekawe podobno młodzi są raczej niechętni zjednoczeniu, starsze pokolenie jest bardziej za. To co nowe to deklaracja o wspólnych letnich igrzyskach w 2032 roku.
Sama wycieczka to wejście do tunelu, który północ kopała żeby zajść wrogów z południa od tyłu. Oczywiście jak sprawa wyszła na jaw wyparli się, podając, że to pewnie stary, zapomniany szyb kopalniany. Sprytnie wcześniej malowali ściany tunelu na czarno, o dziwo wydało się, że w tej okolicy nie ma i nigdy nie było węgla. Międzynarodowi kontrolerzy badający sprawę nie dali się nabrać na czarną farbę.
Druga atrakcja to punkt widokowy, z którego widać Północ. Między innymi spore miasto Gaesong. Z lornetki wygląda w porządku, przy czym sąsiedzi z północy nie są w ciemie bici. W ramach ustaleń z 1953 roku, strony zgodziły się na jedną wioskę po każdej ze stron jeszcze w ramach DMZ. Chociaż przewodniczka z południa utrzymuje, że ta ich to po prostu dobrze prosperuje bez pomocy z zewnątrz to zapewne jest tam trochę pomocy państwa. Za to na północy ingerencja jest większa albo jest to kraina mlekiem i miodem płynąca. Otóż na północy w wiosce, w której mieszka 200 osób jest szpital, szkoła i apartamentowiec w stylu europejskim. Południe wystawiło jakiś czas temu maszt z flagą na prawie 100 metrów. Północ odpowiedziała masztem na 160 metrów i większą flagą. Czysta propaganda.
Trzeci punkt to dworzec kolejowy wybudowany po ociepleniu stosunków w 2002 roku, mający otwierać drogę na północ.
Na zdjęciach powyżej Północ, granica DMZ, kilka atrakcji i drogowskaz na naszą dalszą drogę.
Druga połowa dnia to wizyta w dzielnicy dla bufonów w Gangnam – obśmiana w pierwszym teledysku z miliardem wyświetleń na youtube. Niewiele różni się od reszty Seulu, knajpy tylko bardziej europejskie, np. Czeska z Pilsnerem za 40pln za pintę.
W czasie wycieczki po DMZ zrobiliśmy sobie zdjęcie z prezenterem telewizji SBS, poważna telewizja w Korei. Co ciekawe nie my wpraszaliśmy się na plan, ale zostaliśmy zaproszeni. Kto wie może prezenter z obrazka to lokalna Anita Werner. Później w mieście jeszcze wielkie zbiegowisko wokół gwiazdek K-popu. Chyba nie spontaniczne bo fotografowie przyszli z własnymi drabinkami.
Ogólnie nie ma niespodzianki. 12 dni na Koreę to za mało, opuściliśmy sporo interioru, kilka miast, parki narodowe. Wrócimy na igrzyska za 14 lat.
Resorty trafiły nam się eleganckie. Najsłabszy hotel na Jeju. Hostele w Seulu i Busan chociaż skromne, właściwie łóżko plus łazienka się spisały. A najlepsza była lokalizacja przy metrze i stacji kolejowej, która oszczędzała nam sporo czasu.
Jedzenie, poza bulionami bez smaku, dobre i zupełnie inaczej niż u nas podane.
Zdecydowanie polecamy z uwagi na inność kulturową, nowoczesność, bezpośrednie loty z Warszawy i ceny podobne do polskich. Zapamiętamy ludzi wpatrzonych w smartfony w metrze, sympatię i chęć pomocy pomimo zaskakującej bariery językowej.
Następny wpis z Hong Kongu.
Bartek ma takiego naprawdę niskiego kolegę. Kuba, tutaj byłbyś średniego wzrostu!
✌super! Podziwiam Was.
Ależ jesteście gwiazdami 🙂 można autograf 😉 ?
Strefa zdemilitaryzowana to miejsce ktore akurat chcialbym kiedys zobaczyc zeby poczuc ten klimat. Naogladalem sie wiele programow na ten temat jak i o samej Korei Polnocnej, jest tez taki vlog „Pozdro z KRLD” prowadzi go kolega Gonciarza, troche kontrowersyjny ale w sumie interesujacy, polecam. Dzieki za rys historyczny:)