Za trzy godziny startujemy na najbardziej odosobniony punkt na naszej trasie, Kiritimati – wyspę Bożego Narodzenia. Na wyspie mieszka 5.000 ludzi i infrastruktura jest skromna, więc niewykluczony jest tydzień bez aktualnych wieści na stronie. Wyprawa w to miejsce to spełnienie marzenia małego Bartka, który w wieku kilku lat błądził po mapie i wymyślił, że chce jechać na Kiribati, bo jest tak strasznie daleko. W recenzji miejsca, gdzie będziemy spać przeczytaliśmy, że na wyspie właściwie ludzie przyjeżdżają łowić i że trzeba mieć własny sprzęt. Spelnienie marzeń może być w zwiazku z tym atrakcyjnym tygodniem, bo my sprzętu oczywiście nie mamy.
Ostatni dzień spędziliśmy na zakupie pamiątek w centrum Nadi, przy okazji zobaczyliśmy architektoniczną atrakcję numer 1, hinduską świątynię, no perełeczka:)
W sklepie z pamiątkami poczestowano nas pożegnalną kavą, wprowadziło nas to w dobry nastrój i chyba słabo się targowalismy, bo kupione pamiątki widzieliśmy później w dużo nizszej cenie, ale podobno pomogliśmy szkole w jakiejś wiosce.
Po udanych zakupach zjedliśmy obiad w lokalnym stylu, który utwierdził nas w przekonaniu, że lokalna kuchnia jest pyszna i lekka. Niestety miejscowi mają słabość do kalorycznego jedzenia i często widzimy tu mocno otyłe osoby. Przykładem są stacje benzynowe, na których połowa półek jest wypełniona chipsami.
Po jedzeniu drzemka, skończyliśmy oglądanie pierwszego sezonu Darka, w naszej opinii nie dorasta do Stranger Things, ale nie jest to strata czasu.
Spakowaliśmy się i zaraz ruszamy na lotnisko..
5 komentarzy
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Gosia, Gosia, a drugi maly paluszek 😉 ?
Powodzenia na Kiribati 😀 !!!
Ale te nazwy mylące, gdybyście nie napisali że udajecie się do Kirimati to możnaby pomyśleć że „cofacie” się do Wyspy Bożego Narodzenia -terytorium zależnego Australii. Nie zgadujcie ile mi zajęło rozkminienie gdzie w końcu lecicie ;). Planujecie zagościć w osadzie Poland? 🙂
PS Kto by tam pamiętał żeby się podpisac … 😉
Ej, to nie było specjalnie 😉 dziękujemy! 🙂
Ja przed wyjazdem miałam rozkminę gdzie to w ogóle jest i czy damy radę przetrwać tam tydzień ze świadomością, że do najbliższego lekarza z kilka tysięcy kilometrów przez morze, ale się udało 😉
Tak, byliśmy w Poland. Na miejscu okazało się, że jest łatwiej dostępna niż nam się wcześniej wydawało 🙂